Świat oczami Beat(k)i

blog osobisty Beaty Lipskiej

Wypalenie zawodowe – nie tylko w tech start-upie

Podobno średnio inżynierowie spędzają 16 miesięcy w jednym miejscu pracy. Dlaczego? O co chodzi… ? Praca marzeń, a tu ludzie odchodzą…

Mój kolega z pracy udostępnił następujący film z wystąpieniem Ashley McNamara, którą w branży programistycznej jest postacią nietuzinkową. Skłoniło mnie to do autorefleksji na temat wypalenia zawodowego.

Nie czuję wypalenia zawodowego… Jeszcze. Wiem, że nadejdzie. Nie uciekam przed nim, nie staram się nie myśleć o nim. Programuję, bo to uwielbiam, ale moja praca to nie tylko pisanie kodu. Praca zaczyna się w momencie, gdy przełączam się w ten tryb ukryty gdzieś w zwojach mojego mózgu. Zostaję tam około 8 godzin dziennie, więc musi być to dobre i wygodne miejsce w mojej głowie, gdzie czuję się komfortowo i bezpiecznie. To trochę jak że stanowiskiem pracy: możesz wykonywać pracę marzeń, a masz niewygodne krzesło – co robisz? Siedzisz na tym cholernym krześle do usranej emerytury? Nie – ogarniasz nowe. Tak samo jest z tym miejscem w głowie – jeżeli coś mentalnie Cię uwiera – zmień to, bo to przyspieszy wypalenie. Tylko, że takich uwierających czynników jest więcej i często są niezauważalne w początkowej fazie. Gromadzą się pod skórą jak wrzód, który boli, ale jest już tam tak długo, że uznajesz go za część własnej skóry. Nienormalne to, prawda? A ludzie żyją z takimi mentalnymi wrzodami przez lata. Co więcej – uważają, że tak ma być. Wypalenie zawodowe jest wtedy, gdy infekcja spowodowana wrzodem zmusza Cię, byś coś zrobił. Często jest tak boleśnie, że nigdy nie wracamy do wykonywanego zawodu. Dlatego ja nienawidzę grafiki użytkowej. Tak – czuję fizyczną niechęć do programów graficznych, których kiedyś używałam. Było to zajęcie nieopłacalne i męczące – nie mówię tu o procesie tworzenia, ale wszystkimi aspektami dookoła: dogadywaniem się z klientem, nanoszenie poprawek, egzekwowanie należności, naliczaniem ceny. To wszystko szło mi tragicznie, więc znienawidziłam bycie grafikiem komputerowym i nigdy nie wróciłam do tego fachu. Nie żałuję. Uniknęła bym wypalenia, gdybym jako człowiek wykazała się cechami, których mi wtedy bardzo brakowało: odpowiedzialności za moją pracę i samą siebie. Z drugiej zaś strony cieszę się, że to wypalenie nastąpiło – mogłam pójść dalej. Może właśnie o to chodzi? Zima wszystko obumiera, by dać nowe życie?

Zapał

Niektórzy nazywają to zapałem do pracy, ja nazywam sercem. Gdy czuję, że tracę serce do pracy to sygnał, że coś się dzieje. Nie musi być to spowodowane samym stopniem trudności czy powtarzalności wykonywanych prac, ale aspektów pobocznych jak bycie docenianym, rozumianym, potrzebnym. Ktoś bardzo mądry mi kiedyś powiedział (tak, to Ty wujku Romku), że nawet wymarzona praca bez adekwatnej płacy będzie tak samo męcząca po pewnym czasie jak praca, której nie lubił byś robić. Odczułam to bardzo będąc nauczycielem. Mimo wszystko nigdy nie straciłam serca do wykonywania tego zawodu, lecz prawdopodobnie tylko dlatego, że odeszłam dostatecznie wcześnie emigrując do Wielkiej Brytanii.

Umiejętności

Każda praca zostawia ślad. Nawet tak, która wypaliła, nawet boleśnie. Gdy wykonujesz coś zawodowo – nabierasz doświadczenia, które zostaje z Tobą. Wypracowujesz pewne nawyki, rozwijasz umiejętności. To wszystko powiększa Twój inwentarz, który niewidoczny na pierwszy rzut oka, jest studnią mądrości o Tobie samym. Nawet jeżeli nauczysz się jak bardzo nie lubisz jak ktoś zabrania Ci być kreatywnym.

Byłam kelnerką po emigracji do UK. Najpierw pracowałam w knajpie z sushi, ale kończyłam późno i nawet darmowe sushi nie rekompensowało braku kontaktu z rodziną i czasu na szukanie pracy z komputerem, więc znalazłam inną pracę: to dwutygodniowy epizod, który wspominam najgorzej w mojej karierze zawodowej. Była to typowa mała knajpa z brytyjskim śniadaniem i lunchem, więc kończyłam o 15:00, zaczynałam o 7:00. Właściciel… Pamietam, gdy kazał mi wycierać sztućce w określony sposób, zupełnie inny niż mój, choć rezultat był ten sam. Jego sposób był najlepszy, najskuteczniejszy i najbardziej wydajny i sprawdzony. Gdy robiłam wykałaczką rysunki na mleku w kawie, skarcił mnie, że marnuję czas. Takich sytuacji było setki przez te koszmarne 2 tygodnie. Wypaliłam się po trzecim dniu. Dodam, że poziom wkurwienia przyśpiesza wypalenie zawodowe drastycznie.

Na szczęście zdobyłam pracę przy komputerze w miarę szybko, mimo faktu, że wracałam do domu wycieńczona jeszcze bardziej niż po knajpie sushi. Praca jako IT support pasowała mi i zostałam tam aż przez 6 lat! Dzięki temu, że szybko ogarnęłam wszelkie aspekty tej pracy, miałam wystarczająco czasu na inne rzeczy: głównie samodoskonalenie w kierunku programowania. Wypaliłam się zawodowo z powodów interpersonalnych i z własnej potrzeby bycie potrzebną. Doprowadziłam do tego, że bez mojej obecności firma przestawała funkcjonować. Telefony podczas urlopu dolewamy oliwy do ognia piekielnego wypalenia, które trawiło moje serce do pracy, z którego został wiór, gdy przez 3 dni nie pojawiłam się w pracy bez znaku życia. Gdy przez te 3 dni zdałam sobie, że jestem gitarą, którą mój szef kopie przydrożne rowy i trzyma mnie tam tylko lojalność, stwierdziłam, że czas odejść. Nie lubię już naprawiać komputerów i skonfigurować sieci lokalnych, ale te umiejętności są nadal przydatne.

Wypalam się, ale powoli

Oddychanie to proces utleniania organizmu. Tak – tlen który dostarczamy komórkom, jest także powodem starzenia się ciała. Podobnie jest z zapałem do pracy. Zapalamy się, pracujemy intensywnie, wypalamy się szybciej. Dawkowanie zapału, nie narzucanie siebie morderczego tempa, ilości obowiązków nie uchroni nas od wypalenia, ale spowolni je. Wychodząc z pracy, zostawiam ją w biurze, a gdy pracuję z domu, zamykam komputer i wychodzę w trybu „praca”. Nigdy nie pracuję w łóżku. Moje ciało tam odpoczywa, umysł też. Postawiłam granice. Robię notatki, by łatwiej móc wrócić następnego dnia do zostawionej pracy. Moje otoczenie traktuję z należytym szacunkiem i dystansem, przyjaźnie. Każdy dzień to nowe wyzwanie. Odpoczywam, dużo. Mam hobby. Medytuję. Jestem wdzięczna. Obserwuję moje miejsce pracy w mojej głowie, zwłaszcza w niedzielne wieczory, kiedy cieszę się na następny dzień, a nie odczuwam lęk. Sprawdzam czy nie uwiera mnie układ międzyludzki czy moje własne ograniczenia. Doceniam to wszystko. Dopóki czuję się komfortowo i bezpiecznie, będę wykonywać swoją pracę, choć tak naprawdę jedyne, na co mam wpływ to ja sama. Więc moje miejsce pracy jako stan mojego umysłu powinno być przyjaznym dla mnie miejscem, niezależnie od tego gdzie, z kim pracuję i nad czym pracuję. Moje podejście, nawyki, efektywność, ambicje – mogę na nie wpłynąć.

Priorytety

Pamietam przypowieść o słoiku i rzeczach, które można do niego zmieścić. Usłyszałam ją pierwszy raz na kursie pedagogicznym, gdy uczyłam się jak być dobrym nauczycielem. Do słoika trzeba włożyć najpierw największe przedmioty, by móc wypełnić go po brzegi mniejszymi, a nawet i drobnymi. To wbrew pozorom trudna sztuka. I bardzo szybko można stracić z oczu to, co najważniejsze. Ale nikt nie będzie pamiętał, że zostałam w poniedziałek godzinę dłużej, ale mój syn zapamięta bajkę, na którą poszliśmy razem do kina. Rodzina jest dla mnie dużo ważniejsza niż praca, choć to na pracę poświęcam większość swojego dnia… Jednak jeżeli dochodzi do wyboru między jednym a drugim, odpowiedź będzie zawsze jedną. Tak samo jest ze zdrowiem, zarówno fizycznym jak i psychicznym – nie ma kompromisów, bo stracisz całą siłę, a co za tym idzie serce do pracy. Czyli wypalisz się. Bezpowrotnie. A teraz obejrzyj sobie co na ten temat mówi Ashley McNamara, bo mądrze gada.

Next Post

Previous Post

Leave a Reply

© 2024 Świat oczami Beat(k)i

Theme by Anders Norén

%d bloggers like this: